
Behind The LAS – New Years Eve
Wrocław to jedno z moich ulubionych miast w Polsce, bez względu na porę roku. Tegoroczną noc sylwestrową spędziłem po raz trzeci z rzędu właśnie tam, a dokładniej rzecz ujmując na imprezie „Behind The Las” organizowanej w okazałych, poprzemysłowych przestrzeniach Młynu Sułkowice.
Wzniesiono go, wraz z doprowadzeniem bocznicy kolejowej, w 1890 roku dla Schlesische Mühlenwerke A.G.na terenie dawnego osiedla Schottwitz, gdzie skoncentrowany był miejscowy przemysł. Kilkakrotnie rozbudowywany, działał do początku XXI wieku.
Obecnie, począwszy od 2016 r. w noc sylwestrową jest miejscem, gdzie odbywa się impreza „Behind The Las”, czyli eldorado dla miłośników muzyki elektronicznej. Znajdą tutaj coś dla siebie fani muzyki techno, trance czy house w różnorakich odmianach, tempie i klimacie. Bywa szybko i psychedelicznie, surowo i minimalistycznie, melodyjnie a nawet orientalnie. Jest to zresztą również znak rozpoznawczy festiwalu organizowanego latem w malowniczych zakątkach Dolnego Śląska, czyli Las Festival lub jego wrześniowej edycji: Las Tribe. Hasło, że muzyka ma łączyć a nie dzielić nie jest tylko pustym sloganem. Chyba na żadnej innej imprezie w Polsce, na której byłem w ostatnich latach kultura techno nie przeplata się tak z kulturą psytrance czy fanami innych odmian dobrej elektroniki. Co więcej niejeden raz byłem zaskoczony, gdy na scenie techno bawiły się osoby, które na co dzień słuchają psytrance.
Dużym atutem „Behind The Las” jest lokalizacja, przestronne wnętrza Młynu Sułkowice i ich industrialny klimat, który wyraźnie współgra z graną tam muzyką. Temperatury wewnątrz tym razem pozwalały na komfortową zabawę, zwłaszcza na zlokalizowanej w samych epicentrum tej przestrzeni scenie Oriental. Było tam najprzytulniej, wokół mnóstwo miejsc do siedzenia i stolików, czy wygodnych sof by nieco się zregenerować. W bliskim sąsiedztwie znajdował się bar i strefa chaishopu.
Nie wypada nie wspomnieć o serwowanej tam muzyce – choć modny ostatnio „oriental” był motywem przewodnim to nie zabrakło również brzmień chillgressive, deep house, progressive, tribal, deep trance, deep techno – jednym słowem groovik się smażył – mnie klimat tam panujący niezwykle przypadł do gustu i spędziłem tam dużo czasu. Na długo nie zapomnę również klimatu wśród tańczących, gdy późną nocą wespół z Cj Art’em zagraliśmy tam b2b. Piękny czas, piękne wspomnienia.
Pozostałe dwie sceny zostały udekorowane przez LunoSol Productions. Pochodzą zza oceanu a dokładniej z Worchester w stanie Massachusetts w USA. Ich twórczość miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć na żywo w czerwcu podczas Las Festival, gdzie przyozdobili scenę transową. Trudno pisać o wrażeniach wizualnych więc zobaczcie sami jak to wyglądało:
Muzycznie było różnorodnie. Scena psytrance rozkręcała się z minuty na minutę – gdy o północy za sterami pojawił się Styropian było już wiadomo, że nikt tej nocy wcześnie spać nie pójdzie. Zaczął energetycznie, z pompą, nic tylko otwierać i rozlewać szampana.
Zaraz po nim Yaos dołożył do pieca mrocznym full-onowym brzmieniem. O 3 w nocy ster kapitana okrętu przejął JediMaster, czyli utalentowany wrocławski producent, który zagrał godzinny psychodeliczny live rodem z leśnych, mglistych zakamarków Twin Peaks Za sprawą Rossa ciemna strona mocy przejęła absolutną kontrolę jednak im dalej w LAS tym światełko w tunelu było coraz bardziej wyraźnie i ostatnie godziny zdominowały goańskie melodie – wszak wszystko dąży do równowagi.
Na scenie techno tym razem bywałem nieco rzadziej niż przy okazji poprzednich edycji – ale trudno być w tylu miejscach jednocześnie, nawet jeśli bardzo by się chciało.
Podsumowując: z roku na rok poprzeczka podnoszona jest coraz wyżej. Dla fanów muzyki elektronicznej, którzy planują spędzić sylwestra w rytm ulubionych muzyki, niekoniecznie w kameralnych gronie jest to zdecydowanie jedna z najlepszych tego typu opcji w naszym kraju, jeśli nie najlepsza.
Pełna fotorelacja: click

